Zapomnieliśmy SIUSIU


Wrażliwość małego człowieka jest dla nas "wielkoludów" stanem zupełnie niezrozumiałym, nieogarnionym i nieosiągalnym by zanurzyć się jego przestrzeniach i pokładach. Wahania emocji, ich zmiany są tak ogromne i nieprzewidywalne, że nawet najlepszy strateg i dedukcjonista nie będzie wstanie obstawić, co może się zdarzyć w najbliższej milisekundzie. Można dużo przeczytać o emocjach dziecka, jego zachowaniach, ale gdy przychodzi życie, zwyczajna codzienność, to i tak będziesz ciągle zaskoczony obrotem spraw i wydarzeń. Dzieci są nie do ogarnięcia. Są nieprzewidywalne. 

Patrząc na moje BĄCZKI widzę jak różna jest ich emocjonalność, jak inaczej przeżywa to samo doświadczenie chłopiec i dziewczynka. To fajne widzieć te różnice. Klarcia jest bardzo, bardzo, bardzo wrażliwą dziewczynką. Śmiejemy się nieraz z Agusią, że jest rasową trzyletnią kobietką. Potrafi osiągnąć emocjonalne wzburzenie w przeciągu jednej sekundy, a wtedy już wiemy, że w tym momencie można tylko się okopać, wywiesić białą flagę, i przystać na jej żądania i warunki. Potem, gdy zacznie opadać kurz, można przystąpić z nią do negocjacji. Kubuś, z kolei, jest przeciwieństwem swojej siostry i jako młodszy z rodzeństwa musi godzić się z kobiecą emocjonalnością, chodź czasami nie jest mu z tym lekko. Jest bardziej opanowany, ale gdy już dłużej nie może zachować dziecięcego opanowania i spokoju, "wysadza jak granat" - sześć sekundy i po sprawie, a skutki wybuchu są miażdżące - dosłownie leci wszystko co ma pod ręką. Ot takie te nasze dzieciaki emocjonalne.

Jadąc kilka dni temu samochodem, Klarcia zaalarmowała nas o zbliżającej się potrzebie fizjologicznej. Ponieważ jak dziecko chce siusiu, to generalnie nie szukam parkingu, gdyż mam świadomość, że czas jest krótki, a uwaga w stylu - musisz wytrzymać, bo do najbliższej drogowej przystani, w której załatwisz swoją potrzebę zostało nam tylko kilkanaście kilometrów - nie ma sensu więc dlatego zawsze szukam kawałka krzaczka, bądź drzewka. Tym razem nie było inaczej. Po załatwieniu wszystkiego, gdy ruszyliśmy dalej, Klarcia zakomunikowała nam bliska rozpaczy, że ZAPOMNIELIŚMY SIUSIU!!! W życiu bym na to nie wpadła, że można siusiu zabrać ze sobą w dalszą podróż, no ale dla dziecka wszystko jest możliwe i nie ma sytuacji absurdalnych. Klarcia nie dała sobie w żaden sposób wytłumaczyć, że kupka i siusiu wolą wylegiwać i pozostać na łonie natury i przez najbliższe kilka kilometrów mieliśmy niemałą aferę "posiuśkową" w samochodzie. 
Taka moja mała rada dla wszystkich rodziców podróżujących z małymi dziećmi, którzy cenią sobie spokój - jak macie gdzie, i w co, to zabierzcie ze sobą SIUSIU w dalszą podróż .  

Komentarze

  1. Oooooo siu$ki to zgroza rodzica. Utozsamiam sie z kazdym zdaniem. U nas przed kazdym wyjsciem z domu zaganiam do lazienki po trzy razy moich dzikusow. Mam troche latwiej z synami bo nawet na moescie to kwestia krotkiego postoju pod drzewkiem a nie szukania krzaczorow . latem widzialam jak jedna z mam pod szkola wysikiwala syna w butelke po wodzie bo bylo tylko MAMO JUZ!. Jak na mnie spojrzala to tylko pokazalam uznanie kciukoem w gore.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest że z siuśkami i kupkami nie ma żartów i trzeba to wszystko brać na klatę. Mój synek jeszcze w pampersach - wszystko przed nami :) dobrze wiedzieć że będzie prościej.

      Usuń
  2. Oo, super blog ! Twoje wpisy czyta się bardzo lekko i przyjemnie. Bardzo fajnie w słowa obierasz to, co zna każdy z nas tak dobrze, a czasami opowiedzieć jest ciężko. Będę zaglądać na bloga regularnie ::)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Warto zobaczyć

zBLOGowani.pl

Obserwatorzy